poranek...
Komentarze: 3
Obudziłam się w sobotę wczesnym rankiem. Wieczorem zasnęłam przy filmie, obok męża . Całe kilometry od niego, uciekł na sam koniec łóżka. Od kilku lat to robi, odsuń się , jesteś za gorąca, odsuń się masz za zimne nogi. Fagaldo i fawritto!!! Jak w reklamie! Pradziłam mu , żeby postawił płot pośrodku! Nie skorzystał . Poczułam się samotna, mała , niekochana, opuszczona, jak leżąca odłogiem ziemia, przebrzydły nieużytek. Po co się kurwa wogóle obudziłam? Po co??? Poranny prysznic z porannym szlochem trochę mnie ochłodził, potem pachnąca kawa w kuchni, z psem , kotem , i radiem. Pomyślałam , a co ja do cholery jakaś męczennica jestem ? Zrobiłam się na bóstwo i razem z moją małą (raczej dużą) pojechałyśmy na zakupy, miałam branie w Lidlu!!! To chyba przez te dzinsy , które pożyczyła mi po wielkich targach moja córa!!!
Sobota skończyła się na wytrawnym Trebiano, topiłam smuty za Żeglarzem ( ten jego głos w telefonie, te słowa) niestety okazało się że moje smuty pływają żabką!!! I to jeszcze jak!!!
Dodaj komentarz