sie 03 2005

wspomnienia


Komentarze: 2

    Przez te lata byłeś, nie byłeś, czasem nie widzieliśmy się kilka miesięcy. To do Ciebie zadzwoniłam po wypadku. Śpieszyłam się, jechałam ponad setkę, śpieszyłam się kurwa! do domu!!!  Mogłam zginąć, dobrzy ludzie pomogli wypchać, oberwałam wiszące spojlery, dotarłam do domu. Na miekkich nogach, z guzem rosnącym gdzieś we włosach. Weszłam do kuchni:

-Miałam wypadek.

-Pierdolisz! I poszedł spać.

Wyszłam z domu, zadzwoniłam , do Ciebie. Pocieszyłeś, posklejałeś rozsypane nerwy.  Choć wcale nie byliśmy przyjaciółmi. Setki spraw, pomagałam Ci przy Twoim pierwszym komputerze, odstawiałam Twoje zmieniające się samochody, tylko my pozostaliśmy wciąż ci sami.

A kwiecień zmienił nas w puzle, nasz kwiecień 2005. 

i.s.a.b.e.l.a : :
03 sierpnia 2005, 16:22
....posiedziałam tu trochę u ciebie dzisiaj .... świetne poczucie humoru:)....
03 sierpnia 2005, 09:11
... mam bardzo podobne odczucia co do tego jedzenia (to tak wracając do jednej z poprzednich notek) ale słyszałam też niedawno, że jeśli budzisz się rano i widok jego głowy na poduszce obok, delikatnie mówiąc, nie jest ci miły, to znaczy, że już nie ma co ratować ...

Dodaj komentarz