Archiwum 13 września 2005


wrz 13 2005 w zamierzchłej przeszłości
Komentarze: 7

 

-Coś nie tak z przewodami, coś nie styka! - wypiął się Pan mąż tyłkiem do mnie, próbując wsadzić rękę między sprzęt a ściankę mebla.

-Daj, zobaczę, mam szczuplejszą rękę to się zmieści.

-Dobra.  -  i dalej wypinał tylną część ciała.

-To chociaż zdejmij gatki...

I dopiero zamiast tyłka zobaczyłam ciężko obrażoną minę baletnicy, względnie divy operowej.

 

A pamiętam,  było to latem, my półtora  roku po ślubie.

Razem z dobrymi znajomymi, po dyskotece  o trzeciej w nocy przekroczyliśmy nielegalnie wysoką siatkę okalającą  basen. Niegdyś chluba naszego miasta. Jeden z położonych najwyżej w Europie. Niekryty.

Mając w rękach flaszki kupione w knajpie na wynos, nie było sklepów nocnych. 

Było nas dwanaście sztuk.

Kąpaliśmy się na waleta oczywiście, w świetle księżyca i wypijanych promili.

I wtedy zobaczyliśmy na drugim piętrze skoczni nagiego mężczyznę.

Stał wyprostowany,  po chwili złożył ręce na strzałkę i pięknym łukiem skoczył na główkę w dół.

Było plusk.... i nasze  przestraszone twarze.

To był mój mąż,  dopiero później dowiedziałam się , że miał  drugie miejsce w wojewódzkich skokach do

 wody wśród juniorów.

 

Taaaa,   to tak apropos  kabli

 

 

 

i.s.a.b.e.l.a : :