Komentarze: 6
Długo tu nie zagładałam zajęta układaniem życia od nowa. Wiele się wydarzyło, wiele jeszcze będzie. Napiszę zartobliwie, żeby tego horroru jeszcze raz nie przeżywać tak intensywnie.
Otóż świętowaliśmy z Puzlem rok naszego niemałżeńskiego pożycia. Była ulubiona knajpka, rozmowy, prezenty. Nieźle zaprawieni przy barze różnorodnymi napojami ruszyliśmy za rączkę. W taksówce, kiedy Puzel wymienił nazwę mojej ulicy powiedziałam obrażonym tonem:
-Zapłać Panu i odprowadź mnie na piechotę. Będzie dłużej...
Na co Puzel wymienił nazwę znanej mi uliczki. Uliczka , w której robiliśmy razem winko. I nie tylko.
Tam czule objęci, trafiając kluczem nie od razu, i upominając się nawzajem pijackim : Ćśś!!! Wkroczyliśmy do mieszkania. Po czym wiadomo w kierunku łóżka. Po zapamiętałym, szalonym i zupełnie pozbawionym pruderii i zachamowań seksie padliśmy poplątani i szczęśliwi.
Rano. Walenie do drzwi. Pani Żona w towarzystwie siostry i bliżej mi nieznanej kobiety. Ubraliśmy się równie szybko jak się rozbieraliśmy. Puzel śmieje mi się do ucha. Ja szarpię go za koszulę i dramatycznym szeptem, urywając mu guziki:
-Z czego się czubku śmiejesz???
-Fosy przyszły!!!! - (Tu odsyłam do "Madagaskaru")
Sprawa się rypła, Nasz misterny plan opuszczenia mieszkania poszedł w .....
Działy się rzeczy straszliwe, dostałam w twarz, raz oddałam , Puzel mnie bronił, wszystko to w świetle niedzielnego poranka.
W efekcie wyprowadził się z domu, ale mnie nie opuścił. Planujemy wspólne życie.
PS/ Pan Mąż wiedział o nas od stycznia, powiedziałam mu, uczciwie stawiając sprawę, na co olał mnie twierdząc:
-A rób sobie ,kurwa, co chcesz! Mnie to nie obchodzi!
No to zrobiłam...