Byliśmy na wsi (no prawie) u Puzla i Pani żony. Mają mieszkanie po córce, która czmychnęła z kraju.
Na co dzień mieszkają u jej rodziców, dziwię się bo wolałabym tam, no ale Pani żona powiedziała
-Musiałabym co dzień gotować, no i prać, i w ogóle.
No tak, lepiej niech to robi mama... A może ona ma rację? Żyć wygodnie? Nie dla mnie, ja jednak lubię gotować, a jak nie posprzątam i nie wypiorę to dziura się w niebie nie zrobi.... Najwyżej Pan mąż poburczy, ale już mnie to nie rusza, i tak jest Borsukiem, poburczy i przestanie. A teraz wyszykowałam Paprotkę do szkoły. Wypiłam kawę i w kuchni lśni.
Ale do rzeczy, impreza udana, paliłam cygara z zaciąganiem, inaczej nie umiem, ale jak wiocha to wiocha.Oglądałam film z egzotycznych wakacji w Puzla okularach, moje zostały w domu. Piliśmy wódkę, tańczyliśmy, spuszczałam z Puzlem winko własnej roboty. Nie przepadam za winem ale to było znakomite, no i to spuszczanie...
Winko miało nie tylko smak ale i kopa! W efekcie mam luki w pamięci, zbite kolano i uszkodzone czoło, na szczęście to już w domu, Paproć powiedziała , że się nie zmieściłam w drzwiach... A wcale nie jestem szeroka...
A w niedzielę to miałam problemy z tęsknotą, kaca nie miewam, taki cud natury, chociaż wyczytałam, że jeśli się nie ma kaca to ma się zadatki na alkoholika...
.